Krutyńskie ABC 1958 r.
„Głos Olsztyński”
Tadeusz Willan
Asfaltowa szosa zastąpiła tego lata wyboistą żwirówkę biegnącą od asfaltowego traktu, łączącego Mrągowo z Rucianem – do Krutyni. Położenie asfaltowej nawierzchni było dla uroczej miejscowości wydarzeniem niebłahym. Samochody turystów częściej niż dotychczas zaczęły zbaczać do Krutyni. Słowem: dalsze ożywienie ruchu turystycznego, tak istotnego dla rozwoju wsi. Renesans Krutyni, to oczywiście nie tylko asfalt. Dalsze dwa znamiona odrodzenia, to elektryfikacja wsi i uruchomienie Ośrodka Wczasów Rodzinnych.
Bardzo pochlebnie o rzece przepływającej przez wieś napisał Melchior Wańkowicz w książce „Na tropach Smętka”. Przecinamy następnie całe jezioro wzdłuż – pisze Wańkowicz – by w jego północno-wschodnim rogu wjechać na cudo szeroko renomowane w całych Niemczech – na rzekę Krutynię, która jest uważana za najpiękniejszą partię na całym Pojezierzu Mazurskim i w ogóle w Prusach Wschodnich i za jedną w tym rodzaju w całych Niemczech. Dla polskiego kajakowca Krutynia jednak nie jest jakąś nadzwyczajną rewelacją. Gdy weźmiemy wodę, szerokość i prąd Czarnej Hańczy, dach zaś listowia nad tym Suchej Rzeczki, będziemy mieli Krutynię, z tą różnicą, że jako szersza, nie może być tak doskonale sklepiona, jak Sucha Rzeczka. Urok jednak absolutnego pustkowia jest na Krutyńskim, może większy. Zaraz przy wjeździe z Jeziora Mokrego, siadł nam barwny mentel (motyl) na dziobie, jakby podkreślając, że wjeżdzamy w jakieś zaświecie. Ubogie margliny i koźliny (gatunek wierzb) po brzegach ustąpiły miejsca delikatnym brzozom, nad brunatną, a przejrzystą wodą drgającym rozchwieją drobnych listeczków. Na pewnym załomie rzeki, znienacka wpadamy na wysoko wyniesiony taras na którym ustawiono barwne parasole. Niebawem zajadamy lody i inne wykwintności ze świata zgniłej cywilizacji, słuchając Warszawy przez radio, któreśmy wyjęli z kajaka….Po długim cytacie, ciekawostka. Właściciel tarasu z barwnymi parasolami, pod którymi dwadzieścia pare lat temu Wańkowicz jadł lody, jeszcze żyje i nadal mieszka w Krutyni. Jego nazwisko brzmi Grodotzki.
Częstymi gośćmi Krutyni są literaci i dziennikarze. Spędzali tu swój urlop m.in. Igor Newerly, Andrzej Jarecki, Igor Sikirycki. W Krutyni napisał swoją książkę pt. „Jest dąb nad Mukrem” Karol Małłek.
Dużą atrakcją Jeziora Krutyńskiego jest w tym roku osiadła tam po raz pierwszy para łabędzi z czworgiem młodych. Nieprzytulne na skutek mulistego dna i niedostępnych brzegów jezioro, dzięki śnieżnobiałym, widocznym z daleka łabędziom, zyskuje dużo uroku. Królewskie ptaki nie mają jednak spokoju na Krutyńskim i należy żywić obawę, że skoro tylko podrośnie potomstwo ptaki opuszczą jezioro na zawsze. Dosłownie bez przerwy łabędzie są przeganiane przez krążących po jeziorze kajakowiczów. Miesięczne obserwacje wykazały, że w tej idiotycznej zabawie przodują uczestnicy Ośrodka Wczasów Rodzinnych. Prośby i upomnienia dziennikarzy nie przyniosły żadnego rezultatu. Estetyczny wygląd Krutyni jest niekiedy przedmiotem troski Gromadzkiej Rady Narodowej w Ukcie. Na pewno radni biorąc pod uwagę, iż Krutynię odwiedzają zagraniczni turyści, doszli do wniosku, że wokół szkoły winien stanąć reprezentacyjny płot. Wniosek uznano za uzasadniony i poważny i natychmiast przystąpiono do jego realizacji. Wokół szkoły stanął płot – straszydło. Ogrodzenie wykonano z drucianej siatki i słupów z różnych starych płotów, a więc ze słupów o różnej wysokości, różnej grubości i różnych, zbędnych przy drucianym płocie, nacięciach.
Fabryczką oranżady także może poszczycić się Krutynia. Jej właścicielem jest mieszkający na krańcu wsi Konachowicz. W czasie upałów konsumenci byli zdania, iż napój Konachowicza jest doskonały. Co najważniejsze, krutyńskiej oranżady nigdy nie brakuje ani w miejscowym sklepie GS, ani w gospodzie.
Grodotzki mieszka wraz z sędziwą matką w jednym ze swoich domów. Spore budynki wraz z nadrzecznymi tarasami i salą taneczną wydzierżawił Związkowi Zawodowemu Pracowników Przemysłu Terenowego i Rzemiosła, który w nich oraz w kilkunastu specjalnie wzniesionych małych domkach urządził Ośrodek Wczasów Rodzinnych. Grodotzki, mimo podeszłego wieku, jest człowiekiem rześkim i zdrowym. Osobiście uważa, iż zawdzięcza to systematycznej jeździe na rowerze. Pozostałością dawnego bogactwa i dostojeństwa są cygara, które pali po dziś dzień. Ostatnio Grodotzki często chodził po wsi zdenerwowany i prowadził z napotkanymi mieszkańcami głośne rozmowy. Oburzało go marnotrawstwo i niedbalstwo, jakie towarzyszyły remontowi jego budynków oraz urządzeniu otoczenia.
Handel mięsem w Krutyni nie istnieje. W mięso i wędliny można się zaopatrzyć (i to często tylko teoretycznie!) raz w tygodniu (we czwartki) w odległej o 6 km Ukcie.
Jeszcze gorzej z rybami. Chociaż wieś przecina rzeka i w pobliżu znajduje się kilka jezior, ryb nigdzie nie można kupić. Dziwny paradoks: walczymy z kłusownictwem, a jednocześnie nie zakładamy, iż ludziom mieszkającym w pobliżu rzek i jezior nie trzeba sprzedawać ryb, bo i tak je mają.
Ignacy Wirski, naczelny redaktor „Głosu Olsztyńskiego” oraz autor niniejszych notatek należeli do tych nielicznych, którzy nie narzekali na brak ryb. Pierwszy w 14 dniach lipca złowił na spinning na Jeziorze Krutyńskim 18 szczupaków, a drugi wędką kilkanaście płotek i gołymi rękami sześć miętusów.
Jeszcze wiele trzeba by zrobić, by Krutynia stała się naprawdę miejscowością wczasowo – turystyczną. Kiedyś las otaczający rzekę na odcinku między Jeziorem Krutyńskim a wsią był parkiem dla spacerowiczów. Biegnące po obu stronach rzeki ścieżki były systematycznie oczyszczane. Wzdłuż nich stały ławki, umożliwiające odpoczynek. Oba brzegi łączyły wąskie, przeznaczone wyłącznie dla pieszych, mostki z ciosanych belek. Były także tak zwane mostki kacze, sięgające tylko do środka rzeki, umożliwiające plażowanie nad wodą, wśród trzcin i szuwarów. Obecnie po mostkach zostały tylko wspomnienia i żałosne kikuty wyzierające spód wody. Ścieżki wzdłuż rzeki zarosły i są zawalone olbrzymimi dębami. O ławkach krutynianie i wczasowicze nawet nie marzą.
Krutynia jest rzeką czystą i płytką, bez wirów i mułu. Jest więc doskonałym miejscem kąpieli dla dzieci i nie umiejących pływać. Kiedyś wybrane odcinki w pobliżu wsi były oczyszczane z zielska i kamieni. Dziś zielsko dorasta do poziomu wody, a kamienie, szkło i puszki po konserwach czyhają na nogi łaknących kąpieli.
Lubimy patrzeć na zgrabne i piękne kobiety. Dlatego też myślę, że nikogo nie powinno oburzać, gdy w miejscowościach wczasowych niewiasty spacerują w niezwykle skromnych szatach. Nie wydaje się nawet dziwne, iż biwakujące wzdłuż Jeziora Mokrego samotne pary chodzą zupełnie nago. O ile się to komuś nie podoba, może przecież dalekim kołem obejść miejsce biwakowania samotnych. Gorzej, gdy na obiad do gospody przyjeżdża pani w slipach i z trzycentymetrową przepaską na piersiach. A zdarza się to bardzo często. Zarządzenie kierownika gospody nie zezwalające na spożywanie posiłków w strojach kąpielowych jest bezradne upalne dni schody prowadzące do sklepu GS zalegane były przez dzieci pijące oranżadę (czerwone piwo!)
Pijaństwo jest także plagą Krutyni. Piją przede wszystkim miejscowi i robotnicy z ośrodka. W soboty i niedziele przybywają tu także na rowerach i motocyklach mieszkańcy sąsiednich wsi. Wieczorami rozbrzmiewają pijackie ryki i płacz szarpiących się z pijakami żon. Jest to niepokojące choćby dlatego, że do Krutyni, pozbawionej lokali tanecznych i kawiarni, przyjeżdżają na ogół wczasowicze spragnieni odpoczynku i spokoju (mowa o tych, którzy mieszkają prywatnie we wsi). Czy więc nie można by miejscowej gospody zamiast o godzinie 22, zamykać o 19 czy 20, by choć w późnych godzinach wieczornych zapewnić wsi ciszę i spokój?
Uznanie u wczasowiczów i miejscowej ludności zyskała sobie krutyńska piekarnia. Tak smacznym pieczywem, jakie się tu wypieka, nie mogą się nawet poszczycić piekarnie Olsztyna. A więc uwaga kajakowicze przepływający przez Krutynię zaopatrujcie się tu w pieczywo. Krutyńskie bułki są tak dobre, że można je jeść nawet bez masła, którego nieraz brak w miejscowym sklepie GS.
Foto. Waldemar Bzura